Czasy covidowe zaczęły się wiosną 2020 roku, kiedy to Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) 11 marca ogłosiła pandemię. Świat się nagle zatrzymał, nie pytając nikogo o zdanie.
Pandemia, w moim subiektywnym odczuciu i pomijając wszelkiej treści spekulacje, stała się odpowiedzią na nasze prośby, które w sposób nieświadomy wysyłaliśmy w eter za każdym razem, gdy wchodziliśmy w przestrzeń swoich potrzeb i pobożnych życzeń. Bo któż z nas choć raz nie pomyślał o tym, by móc popracować z domu, w ciepłym łóżku, z kubkiem kawy? Kto z nas nie pomyślał o tym, by w końcu więcej czasu spędzać z rodziną, z dziećmi, z rodzicami, z mężem, z żoną? I kto z nas chociaż raz nie pomyślał, by rzucić to wszystko i niech się dzieje, co chce?
I od wiosny 2020 roku zaczęły się spełniać nasze marzenia, pragnienia, potrzeby, jak zwał. Entuzjazm początkowego HURA!!! zaczął wyczerpywać się już po kilku tygodniach. Okazało się, że ludzie, których nazywamy rodziną, w wersji 24/7 to zbiór takich cech, o istnieniu których nie mieliśmy bladego pojęcia. I tym sposobem okazało się, że ta często nielubiana praca i ten nawet i znienawidzony szef, to była nasza droga ewakuacyjna, droga ucieczki przed cechami niewygodnymi i w innych i w nas. A tu pandemia i nie ma dokąd uciekać…
Pomijam podejście świadome, bo ono nie wymaga komentowania, każdy ma swoje. Przedstawię podejście podświadome, bo choć każdy ma swoje, to nie każdy rozumie mechanizmy funkcjonowania podświadomości, które dla wszystkich są jednakie.
Szybko okazało się, że realizacja naszych próśb i marzeń jest tym, co nas rozczarowało i podniosło poziom niezadowolenia. Tęsknota za pracą w trybie stacjonarnym nie poprawiała nikomu nastroju, więc szybko zaczęliśmy odnajdywać się w nowej sytuacji, nie bez przyczyny nazywanej kryzysową. Ale to dzięki kryzysom ludzkość szukała sposobów, by odnaleźć się w nowych warunkach, co sprzyjało kreatywności, pomysłowości i szukania rozwiązań. To kryzysom ludzkość zawdzięcza postęp każdego rodzaju.
Odnajdywanie się w nowej sytuacji zaowocowało kreatywnością i innowacyjnością. Skoro nie można „uciekać” do pracy, znaleźliśmy nowe drogi ewakuacyjne. Stały się nimi np. multitasking, który w czasach pandemii wyszedł z firm i nauczył nas godzić zadania zawodowe i domowe w tym samym czasie. W zaciszu domowym odpisywanie na maile klientów może następować podczas jedzenie posiłków, rozmawianie przez telefon z klientem podczas wieszania prania czy podlewania kwiatków. Nauczyliśmy się, dzięki lockdownom, elastycznie przełączać się pomiędzy projektami domowymi i zawodowymi. Pomimo, że na początku czuliśmy niedosyt kontaktów twarzą w twarz, to po czasie kilkunastu miesięcy nauczyliśmy się funkcjonować z tym ograniczeniem, a nawet zaczęło nam to pasować, ponieważ w „oczach” naszej podświadomości w końcu stanęliśmy na wysokości swoich zadań. Mniej gonimy, z większą ilością spraw się wyrabiamy, więcej czasu z rodziną – same plusy. Czas zaoszczędzony na dojazdach do pracy, podwożeniu dzieci i staniu w korkach rozdzielamy pomiędzy pracę, rodzinę i chwile dla siebie i wszystko działa. A skoro działa, to po co zmieniać? Po co wracać do firmy, skoro można online?
Nie chcemy wracać do firm, bo odnaleźliśmy się w nowej rzeczywistości. Wznieśliśmy się wyżej w swoim postrzeganiu siebie. W zaciszu domowym nie odczuwa się tak jak w firmach rywalizacji, pośpiechu, krytycznego wzroku, nie słyszy się kąśliwych uwag, a w trakcie call’a można wymutować głośnik i natychmiast odreagować „co ty p***sz?!?”, co nie jest możliwe podczas spotkań stacjonarnych. Czyli pojawia się kolejna korzyść – nie trzeba dusić w sobie emocji, co jest ogromnie ważne dla zdrowia psychicznego. Czujemy w sobie sprawczość – mogę zadbać o swój komfort psychiczny. A poza tym prezentujemy obywatelską postawę – siedząc w domu przyczyniamy się do zatrzymania kolejnej fali pandemii. I z poziomu naszej podświadomości nie ma tu znaczenia, o czym konkretnie mówią komunikaty i reklamy społeczne, ważne jest, że chroniąc siebie chronimy innych. Analiza treść tych informacji następuje w naszym umyśle, w świadomości tego, co się dzieje dookoła, co pozwala nam wyrobić sobie własne zdanie w tym temacie, jednak nasza podświadomość wybiera słowa klucze, czyli takie, które pasują do głęboko zakorzenionych w nas wzorców jeszcze z dzieciństwa, wg których w końcu pokazaliśmy, że jesteśmy pomysłowi, zaradni itp. Tyle, choć pobieżnie, jak temat wygląda dla naszej podświadomości.
A jak temat wygląda dla naszej świadomości?
Jeśli jesteśmy osobami o przewadze cech ekstrawertycznych, to powrót do firm będzie pod hasłem – Nareszcie!!! A w głowie będzie dudniło – Nigdy więcej!
Jeżeli jesteśmy osobami o przewadze cech introwertycznych, to powrót do firm będzie pod hasłem – Ale po co?!? A w głowie będzie się kołatało – Chwilo trwaj! (w domyśle praca online)
A co na to pracodawca? Pracodawca to też człowiek i też podlega wpływom świadomości i podświadomości.
I o ile świadomość analizuje za i przeciw, zyski i straty czy być albo nie być, to podświadomość postrzega pracę online w kategoriach – zostałem sam, nie mam kontroli, załączają się podświadome lęki egzystencjonalne i wzorce z dzieciństwa i zaczyna walczyć o swoją firmę opracowując strategie i plany przetrwania.
Patrząc z boku, to nie ma w tym nic złego, a wręcz przeciwnie – zaradność, obowiązkowość, poczucie odpowiedzialności. Jednak przyglądając się uważniej widoczne staje się to, co coraz bardziej niepokoi.
W myśl starego powiedzenia, że pańskie oko konia tuczy, pracodawca stara się mieć rękę na pulsie. W związku z tym musi mieć kontakt z kierownikami działów, menadżerami, dlatego spotkania online, które się zaczynają mnożyć, bo w następstwie spotkań z szefem, menadżerowie robią spotkania ze swoimi teami i kolejne spotkania z szefami działów, itd. Tajemnicą Poliszynela jest to, że z każdym kolejnym spotkaniem coraz mniej angażujemy się w całość, a jedynie interesujemy się tym, co jest z nami w jakiś sposób związane. A to wpływa na mnożenie liczby maili, które kierowane są do zespołów. Odpisywanie na maile tworzy dodatkowe problemy komunikacyjne – jedni odpisują do wszystkich, inni tylko do nadawcy, każdy odpisuje w innym czasie i tworzy się chaos komunikacyjny, spada odpowiedzialność za wykonywane zadania, a to sprzyja powszechnej „spychologii”. Pracodawca zdaje sobie z tego sprawę, dlatego wykorzystuję każdą okazję, by pracownicy wrócili do firmy. Pracodawca wie, czym na dłuższą metę grozi multitasking. Ta wielozadaniowość, tłumaczona jako elastyczność, sprzyja popełnianiu błędów i przerzucaniu odpowiedzialności na innych, to tracenie czasu na śledzenie maili, na mało produktywnym, z punktu widzenia firmy, uczestnictwie w call’ach, co przekłada się na spadek efektywności firmy.
Stacjonarnie czy online? Skoro czasy covidowe rozbudziły w nas apetyt na pracę zdalną, to przekonajmy pracodawcę, że rzetelność naszej pracy zostanie zachowana, że bierzemy na siebie ryzyko błędów i niedomówień komunikacyjnych.
Każdy kryzys uczy nas odpowiedzialności. Za co biorę odpowiedzialność? W jakim stopniu jestem w stanie zaangażować się w swoją pracę i wykonywać ją rzetelnie? Czy może jestem zainteresowany tym, by pracować, bo przecież z czegoś trzeba żyć?
A o postawie zaangażowania i zainteresowania w następnym wpisie.
Małgorzata Krawczak, coach, mentor