Czy pracodawca ma prawo kontrolować Twoją służbową korespondencję i pocztę? Czy wolno mu sprawdzać, co robisz w sieci w godzinach pracy? A może może zwolnić Cię za złe prowadzenie się udowodnione screenami z Twojego facebookowego walla? Jeśli nie masz pewności co do poprawnej odpowiedzi, koniecznie czytaj dalej!

 

Korzystanie z Internetu w pracy

Mało jest dziś firm, w których pracownicy nie korzystają z sieci w godzinach pracy. Często nasze pracownicze obowiązki wręcz nie mogą się bez tego obejść. Nie oznacza to jednak, że będąc pracownikiem firmy X, możemy korzystać z jej zasobów telekomunikacyjnych bez żadnych ograniczeń. Jako podwładni jesteśmy zobowiązani wykorzystywać Internet i telefon zgodnie z zasadami przyjętymi przez pracodawcę. Co to oznacza w praktyce? Praktyki są różne, a wśród nich bywają i takie, które pozwalają pracodawcy sprawdzać, czy trzymamy się określonych wcześniej zasad. Teoretycznie pracodawca nie ma oczywiście prawa do śledzenia korespondencji e-mail albo adresowanych do nas przesyłek bez poważnego powodu, ale z drugiej strony polskie prawo nie zabrania nie informować o takim fakcie pracownika. Dobrą praktyką powinno być naturalnie uświadomienie podwładnych o możliwości monitorowania: korespondencji, używania  Internetu, czy choćby czynności wykonywanych na pulpicie (przez specjalne oprogramowanie).

Służbowo i prywatnie

Pracodawca ma prawo dostępu do służbowej korespondencji e-mail w celu ochrony interesów firmy i ochrony przed nielegalnymi działaniami nieuczciwych pracowników, ale musi mieć ku temu konkretny, wyraźny i zgodny z prawem powód. Pracownicy muszą być świadomi tego faktu i powinni mieć dostęp do danych, które ich dotyczą. Nasz pracodawca

powinien ponadto poinformować nas o tym, kto i na jakich zasadach odbiera nasze służbowe maile w czasie naszej nieobecności i w jaki sposób chroniona jest nasza prywatność przy korzystaniu z sieci w miejscu pracy. Na koniec również powinniśmy wiedzieć, czy i na jakich warunkach wolno nam korzystać z prywatnej poczty w godzinach pracy. Żaden przełożony i pod żadnym pozorem nie może natomiast czytać naszej prywatnej korespondencji, nawet jeśli w jakiś sposób wejdzie w jej posiadanie. Za naruszenie prywatności pracownika grozi pracodawcy odpowiedzialność karna. W wypadku gdy szef monitoruje służbowe maile pracowników, jest również zobowiązany do tego, by ściśle zabronić wykorzystania ich do celów prywatnych. Takie postanowienie musi stanowić element wewnętrznych ustaleń firmy i wszyscy pracownicy muszą zostać o nim poinformowani.

Ograniczenie dostępu do Internetu

W ramach kontroli systemów komputerowych i zakresu korzystania przez pracowników z Internetu w pracy pracodawca ma prawo do ograniczenia dostępu do konkretnych stron internetowych. Chcąc mieć pewność, że skupiamy się na wykonywaniu wyłącznie służbowych obowiązków, a nie spędzamy czasu bezproduktywnie, nasz szef może uniemożliwić nam dostęp np. do Facebooka, Twittera, YouTuba, Allegro czy portali plotkarskich. Takie ograniczenie powinno się znaleźć w regulaminie korzystania z sieci obowiązującym w danej firmie lub zostać zawarte w umowie o pracę. Do obowiązków pracodawcy należy również udzielenie pracownikom informacji na temat stron i treści, których oglądanie, pobieranie i udostępnianie jest w miejscu pracy zabronione.

 

Notoryczne ignorowanie obowiązków zawodowych w związku z surfowaniem w sieci może się stać przyczyną wypowiedzenia umowy o pracę. Każda tego rodzaju sytuacja jest rozpatrywana indywidualnie, ponieważ należy wziąć pod uwagę to, czy pracownik został o zakazie poinformowany, czy złamał blokady, czy jest jedynym pracownikiem, który tak postępuje i, co najważniejsze, czy pracodawca doznał w wyniku tej działalności jakiejś szkody.

Kto odpowiada za nielegalne filmy, programy, pornografię?

Zdarza się, że pracodawca na co dzień pozostawia pracownikom swobodę w dostępie do Internetu. Podwładni zajmujący się szeroko pojętym wyszukiwaniem danych surfują po sieci właściwie bez ograniczeń. W tej sytuacji może pojawić się problem ściągniętego nielegalnie oprogramowania, wymiany filmów i muzyki, a nawet oglądania materiałów pornograficznych. Omówione przypadki  – zdaniem specjalistów– należy rozpatrywać z punktu widzenia odpowiedzialności cywilnej i karnej. Na przykład za zainstalowane nielegalnie oprogramowanie odpowiada sam pracodawca i większość roszczeń cywilnych kierowanych jest przeciwko niemu. Właściciel firmy dysponuje przy tym środkami prawnymi umożliwiającymi obciążenie karą nieuczciwego pracownika, wobec czego de facto karę ponoszą obie te osoby.

 

Drugą kategorią spraw są kwestie związane z prawem karnym. W tym wypadku z praktyki wiemy, że postępowanie kieruje się w stronę ustalenia konkretnej osoby, która czyn zakazany popełniła (niekoniecznie w stronę właściciela komputera). Organy ścigania, np. w przypadku nielegalnej pornografii kontaktują się z pracodawcą, żądając wskazania osoby korzystającej z danego komputera, ustalają odpowiedzialność, przesłuchując świadków (np. współpracowników) i zazwyczaj zabezpieczają firmowy komputer, na którym nielegalne materiały znaleziono. Warto więc dwa razy zastanowić się, zanim wejdziemy na stronę oznaczoną jako XXX.

A co z czasem poza pracą?

Czas wolny jest wolny. Pracodawca nie może – przynajmniej w teorii – poddawać go swojej kontroli. Często jednak sami prosimy się o to, by wiedział, co, jak, z kim, gdzie i kiedy robimy. Trudno oczekiwać, że dodany do facebookowych znajomych przełożony pozostanie obojętny na to, co wyprawiamy w sieci. Szczególnie jeśli to, co udostępniamy, zajmuje ¾ jego prywatnego walla. Z czystej ciekawości ogląda zdjęcia… może też szukać naszego nazwiska w Internecie. Warto mieć świadomość, że szef lub szef szefa naszego szefa ma prawo przeglądać wszystko to, co znajduje się w tzw. przestrzeni publicznej, do której dostęp uzyskał legalnie. To, co w niej znajdzie, zależy od nas. To, co z tym zrobi… cóż… zależy tylko od niego. Bo znów w teorii, jeśli jakaś aktywność odbywa się po godzinach, szef nie może nakłaniać do jej zaprzestania, o ile nie dotyczy ona pracy sensu stricte. Chlebodawca może więc wymagać od nas nieumieszczania na FB informacji naruszających jego dobro bądź dobre imię i wizerunek firmy. Ale jeśli po pracy wcielamy się w drag queen albo na wakacjach strzeliliśmy sobie sesję rodem z okładki Playboya – oznacza to, że pracodawcy nic do tego? Niestety nie koniecznie. W praktyce nasz szef może nas z tego powodu zwolnić, ale nie musi nas informować, że zrobił to z tego konkretnego powodu. Opinia, jaką sobie o nas wyrobi, może mimo wszystko wpłynąć na jego decyzję, a my nie będziemy mieć na to najmniejszego wpływu.

 

Jeśli macie konkretne pytania na temat ochrony prywatności w pracy lub spotkaliście się z rażącymi przykładami jej nie respektowania, piszcie! My opiszemy te przypadki ku przestrodze. A tak poza tym, to śledźcie inne artykuły serii, by wiedzieć wszystko na temat ochrony swojej prywatności w pracy.

 

Małgorzata Marczulewska

konsultacja prawna: r. pr. Mateusz Galikowski